Wpadki i wpadeczki, czyli buble budowlane...
Zawsze gdy znajomi opowiadali jak to budowa rujnowała ich nerwy i zdrowie słuchaliśmy ze zdziwieniem. "Przecież realizujecie swoje marzenie. To musi być czysta przyjemność"- myślałam. Zdanie zmieniłam gdy sami zaczęliśmy realizować swoje marzenie. Nie musieliśmy długo czekać aby przekonać się, jak pierdoły mogą zszargać nerwy. Myślę, że większość z Was drodzy inwestorzy wie o czym piszę... Nie ma budowy bez wpadek lub rzeczy, które zmienilibyśmy gdyby można było cofnąć czas. I u nas jest podobnie.
Zaczęło się dość szybko. Pewnego razu podekscytowani inwestorzy poszli zobaczyć na "plac boju" żeby zobaczyć zarys czegoś co miało być ich wyśnionym domkiem. Ekipa budowlana zaczynała wówczas stawiać pierwsze bloczki fundamentowe. Mogliśmy puścić już wodze fantazji i przespacerować się w miejscu gdzie będzie kuchnia, salon itp. Ponieważ dość namiętnie studiowaliśmy rysunki rzutów zanim jeszcze dostaliśmy pozwolenie dosyć szybko naszą uwagę przykuł pewien szczegół. Mianowicie nasi wykonawcy źle wymierzyli fundamenty w miejscu gdzie miał być garaż. Dokładniej, patrząc od góry, garaż w projekcie jest węższy niż bryła domu i front domu nie tworzy z frontem garażu jednej linii. Panowie ułatwili sobie zadanie. Niby mały szczegół bo chodzi zaledwie o 12 cm wciecia, ale te centymetry sprawiają, że muchomorek nie wygląda ze swoim garażem jak długi jamnik tylko wyraźnie widać gdzie kończy się dom a gdzie zaczyna garaż. Byliśmy wściekli.
Jakoś to przetrawiliśmy tłumacząc sobie, że to tylko 12 cm. Na tym niestety się nie skończyło...
Mieliśmy również przygodę ze ścianą szczytową. Panowie wymurowali nam już szczyty, widać było już miejsca gdzie kiedyś będą okna w pokojach dzieci. Podjeżdżamy następnego dnia na budowę i nie możemy uwierzyć w to co widzimy. Jeszcze wczoraj była ściana szczytowa a dziś już jej nie ma... Okazało się, że były bardzo silne wiatry a nikt nie zabezopieczył szczytów i jedna ze ścian runęła do środka domu.Dobrze, że nikomu się nic nie stało. Ściana zniszczyła komin :(
To też nie koniec pechowych zdarzeń.
Parę tygodni później przyszły mrozy i rozsadziło nam płytę żerańską bo panowie zapomnieli jej ponawiercać żeby woda mogła spokojnie spływać. Brak słów.
Kolejny bubel jest naszego autorstwa. Chodzi o kolor podbitki. Wybieraliśmy go w pośpiechu i nie do końca jesteśmy zadowoleni. Wybraliśmy kolor mahoń bo na próbniku wydawało nam się, że najbardziej będzie pasował do wybranych przez nas okien. Niestety tylko się wydawało. Na szczęście końcowy efekt nie będzie taki zły bo kolor podbitki okazuje się, że idealnie pasuje do koloru dachówki (miedziany). Jednak gdyby można było wybrać jeszcze raz to wybralibyśmy kolor tik.
Mam nadzieję, że na tym się zakończą nasze wpadki budowlane.
Ogłaszam konkurs na największą wpadkę w czasie budowy. Pozdrawiam wszystkich.
Komentarze